Sunday, November 11, 2012

Imagin Harry

                                           HARRY


-To ostatnie sale na oddziale dziecięcym. –młoda pielęgniarka wskazała dłonią długi korytarz, rozciągający się przed nami. Zaśmiałem się pod nosem, widząc przerażenie na twarzy Louisa, gdy kobieta próbowała zrobić wszystko, by go poderwać. 
Biedaczek. 
Przemierzaliśmy równym krokiem pozostałą część budynku, zatrzymując się przed każdym pomieszczeniem, aby choć na chwilę przywitać się z fanami.
-Kto to? –spytałem ciekawy, stając przed salą 213.
-Sophie. –odpowiedziała spokojnie. 
-Co jej jest? 
-Straciła wzrok. 
-Och. –wyszeptałem, czując sie strasznie głupio. Podszedłem jeszcze bliżej szklanych drzwi, nie spuszczając wzroku z postaci, bezradnie skulonej na brzegu łóżka. –Można do niej wejść? 
-Oczywiście, lecz nie sądzę, by był to dobry pomysł. 
-Dlaczego? 
-Nie dopuszcza do siebie zupełnie nikogo, poza rodzicami. Nadal nie dociera do niej, co tak naprawdę się stało. To jeden z niewielu przypadków, gdzie absolutnie nic nie możemy zrobić. 
-Hmm? –nie do końca rozumiałem, o czym ona mówi. 
-Aby przeprowadzić operację, potrzebne są ogromne pieniądze, których ta rodzina zwyczajnie nie posiada.
-Może moglibyśmy pomóc? –głos zabrał Liam, widocznie również zaciekawiony. 
-Nie ja o tym decyduje, ale rodzice dziewczyny. 
-Zajmę się tym. –odparłem pierwszy i ignorując natarczywe spojrzenia chłopaków, ruszyłem dalej. 
****
-Harry… -zaczął Zayn, lecz od razu przerwał mu Niall.
 

-Czemu tak ci na tym zależy? 
-Sam nie wiem. –odparłem, dalej próbując dodzwonić się do rodziców Sophie. –Mam dziwne wrażenie, że skądś ją znam, że muszę jej pomóc.
-Tak po prostu? 
-Tak, tak po prostu Liam. –lekko zirytowany głosem automatycznej sekretarki, odrzuciłem połączenie, rzucając telefon na przeciwległy stolik. –Nie odbierają. 
-Harry…
-Pójdę do siebie. –ruszyłem schodami na górę wprost do mojego pokoju. Rozłożyłem się wygodnie na łóżku, patrząc w biały sufit.
-Jakże fascynujące zajęcie. –moje przemyślenia, przerwał Lou. –Mogę przeszkodzić? –kiwnąłem potwierdzająco głową. 
-Nigdy taki nie byłeś.
-Wiem. –potwierdziłem, przyjmując pozycję siedzącą. 
-Więc czemu to robisz? 
-Ja… -zająkałem się, ukrywając twarz w dłoniach. Sam nie wiedziałem co powiedzieć, po prostu nie miałem pojęcia. 
-A może ja ci powiem? –zaproponował jak zwykle pogodnym tonem Tommo. –Niejaka Sophie Hilson zawróciła ci w głowie, czyż nie mam racji? 
-Louis… -zacząłem, chcąc po chwili wyśmiać go za tą wypowiedź, gdy w pewnym momencie zamarłem.
HILSON! 
-Co ty powiedziałeś?! –wrzasnąłem, wstając na równe nogi. 
-Ja… -chłopak lekko zbladł, myśląc, że jestem na niego wściekły. 
-Nie, Lou nie jestem zły. Powiedz tylko co powiedziałeś. 
-Że zawróciła ci w głowie. –odpowiedział już kompletnie zmieszany. 
-Chodzi mi o jej nazwisko głąbie, NAZWISKO! 
-Hilson. 
Krew zawrzała w moich żyłach, a serce na chwilę stanęło. Już po chwili wywalałem całą zawartość szuflad, by znaleźć ten jeden, ważny dokument. 
-Hazza, co ty… ? 
-To nie może być prawda. –szepnąłem, patrząc na tak dobrze znany skrawek papieru. 
-Harry? –coraz bardziej zaniepokojony chłopak, podszedł do mnie, by przeczytać to, co trzymam w ręku. 
-Czy… ? 
-Tak. 
-Niemożliwe. 
-A jednak.
Bo niejaka Sophie Hilson to ta sama dziewczyna, którą potrąciłem ponad rok temu, zbiegając z miejsca wypadku.
No to się doigrałeś Harry, oj doigrałeś się. 
****
-Pan Styles znowu tutaj? –przywitała mnie ciepło jedna z pielęgniarek. 
-Tak, przyszedłem do Sop… -odchrząknąłem znacząco, poprawiając się. –Sophii Hilson. 
-Zapraszam. –wskazała dłonią, abym poszedł za nią, co też uczyniłem. –Proszę. 
-Dziękuje. –odkrzyknąłem, patrząc na znany numer.
213.
Potrząsnąłem włosami, próbując je jakoś ułożyć.
-Przecież ona cię nie widzi, idioto! –skarciłem się sam w myślach. Popchnąłem delikatnie wielkie, białe drzwi, robiąc przy tym trochę szumu. Chciałem, by wiedziała, że ktoś jest w środku. Przecież nie miałem zamiaru jej wystraszyć. 
-Pani Marto, naprawdę nie jestem głodna. –rozbrzmiał jej delikatny głos, docierając do moich uszu niczym najcenniejsza melodia. 
-Cześć. –szepnąłem. W jednej sekundzie niczym oparzona usiadła na łóżku, rozglądając się wkoło. 
-Kim jesteś? –spytała, łamiącym się głosem. 
-Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy. –przestąpiłem nerwowo z nogi na nogę, nie mogąc oderwać od niej wzroku.
Była taka piękna…
Czarne pukle, kręconych włosów, opadały kaskadą na nieskazitelną małą, twarzyczkę. Całość dopełniały piękne, lekko zaróżowiałe wargi jak i duże, święcące, niebieskie oczy. 
-Kim jesteś?! –powtórzyła dobitniej. Kiedy miałem już otworzyć usta, przerwała mi. –Albo poczekaj niech sama zgadnę. Oto sławny Harry, czy jak ci tam, członek najsłynniejszego boysbandu na świecie, który łaskawie postanowił pobawić się w dobrą wróżkę i wspomóc biedną, ślepą dziewczynę, by pokazać prasie i fankom jaki to jest wspaniały, nieprawda?! –w tej jednej wypowiedzi, pokazała całą złość jaka w niej drzemała. 
-Wnioskuje, że rozmawiałaś już z rodzicami, więc posłuchaj… 
-Nie, to ty posłuchaj! –zawarczała, niczym wściekły pies. –Nie przyjmę od ciebie ani grosza na tą cholerną operację, a jeśli moi rodzice to zrobią, wiedz, że i tak się ona nie odbędzie. 
-Dlaczego? –kompletnie nie wiedziałem co robić, jak się zachować. Górowała nade mną, a przecież nie tak to miało wyglądać. 
-Bo nie potrzebuję niczyjej łaski! –ponownie podniosła głos. 
-To nie jest żadne litowanie się nad tobą, a po prostu chęć pomocy. 
-Jedno i to samo. 
-Nieprawda! –szybko zaprzeczyłem, pokonując dzielącą nas odległość. –Myślisz, że od początku miałem to wszystko? Ciężko na to pracowałem i chce podzielić się tym z innymi, czy to źle? 
-Ale … -widziałem jak zaczyna wymiękać, więc przysiadając obok, kontynuowałem. –Dziewczyno masz dopiero 16 lat, całe życie przed tobą. Nie przekreślaj tego z powodu jednego … wypadku. 
-Wypadku, akurat. –prychnęła, spuszczając głowę. –Ten kto to zrobił, tak po prostu mnie zostawił, rozumiesz? –przełknąłem nerwowo ślinę, widząc zbierającą się w jej oczach słoną ciecz. –Zostawił jak zwykłego, niepotrzebnego śmiecia! Zniszczył mi całe życie! Pozwolił bym teraz była niewidoma! –wybuchła rześkim płaczem, skulając się w kłębek. Nie zastanawiając się długo, objąłem ją rękoma, przygarniając do siebie. Słodki zapach truskawek i czekolady unosił się w powietrzu, powodując przyjemne skurcze w moim żołądku. 
-Ciii, już dobrze. –kołysaliśmy się delikatnie do przodu i do tyłu. 

A TO WSZYSTKO TWOJA WINA STYLES! 
JESTEŚ SKOŃCZONYM DEBILEM! 
-Dzień dobry. –zaświergotałem radosny. –Ja do…
-Tak, tak wiem. 213 jak zwykle. 
Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, ruszając w podskokach do pomieszczenia, które odwiedzałem niemalże codziennie od ponad miesiąca. 
-Witaj księżniczko! –krzyknąłem już od progu do brunetki, siedzącej na parapecie. 
-Hej Harry. –szepnęła nieśmiało. 
-Znów to robisz. 
-Co? 
-Rumienisz się. –na moje słowa, jej policzki przypominały kolorem dojrzałego buraczka. 
-Przestań. –zakryła się dłońmi, zagryzając nerwowo dolną wargę. 
Zaśmiałem się pod nosem, podchodząc bliżej niej i odgarniając dłonie, musnąłem ciepłą skórę dziewczyny, zdecydowanie zbyt blisko ust. 
-Harry? –szepnęła, gdy zająłem miejsce obok niej. 
-Hm? 
-Jak wyglądam w twoich oczach? –wyjąkała nieśmiało.
-Słucham? –wyprostowałem się, nie spuszczając z niej wzroku. 
-Rodzice mówią, że bardzo się zmieniłam, wypiękniałam, ale ja im nie wierze. Proszę, powiedz mi. –usiadła na wprost mnie, niemalże dotykając mojej klatki piersiowej.
Mimowolnie zadrżałem. 
-Mają rację. –wyszeptałem, obejmując jej drobną twarzyczkę swoimi dłońmi. –Jesteś śliczna. –przesunąłem się jeszcze bliżej, przymykając lekko oczy. –Zdecydowanie najpiękniejsza dziewczyna, jaką kiedykolwiek poznałem. 
-Ja …
-Oczarowałaś mnie. –wystarczył jeden centymetr, bym dotknął jej ust, co też uczyniłem. Nie chcąc być nachalnym, po chwili próbowałem się odsunąć, na co nie pozwoliła brunetka. Przylgnęła do mnie niczym słodka małpka, oplatając mój kark. Uśmiechnąłem się w jej usta, przenosząc drobną sylwetkę wprost na moje kolana. 
To, co ze mną robiła, było niesamowite.
-Kochaj mnie Harry. 
Kolejne zaskoczenie. 
-Co? 
-Po prostu mnie kochaj. –w tej chwili moje serce wariowało jak szalone. 
Ona … ja … boże 
Widząc moje wahanie, sama przejęła inicjatywę. Nie myśląc ani sekundy dłużej, złapałem jej pośladki, przenosząc się na łóżko. Nie dbałem nawet o to, czy ktoś tu wejdzie, bo teraz liczyła się tylko ONA. Dziewczyna, która skradła moje serce. 
****
-Nie bój się, wszystko będzie dobrze. –musnąłem jej gorące wargi, odsuwając się, by pielęgniarka, mogła przypiąć potrzebne kroplówki. 
-Harry, jeśli coś…
-Przestań! Operacja się uda, rozumiesz? A ja będę pierwszą osobą, którą ujrzysz. –dodałem, lekko się uśmiechając. Odpowiedziała mi tym samym, łapiąc moją dłonią. 
-Powodzenia! –krzyknąłem, widząc jak znika za ogromnymi drzwiami, razem z obsadą lekarzy i pielęgniarek. 
Musi się udać…
Po niecałej godzinie, usłyszałem te słowa, które chciałem ,,wszystko poszło zgodnie z planem, odzyskała wzrok”. 
Jednak było coś, co nie dawało mi spokoju. Jeśli pamięta tego, który ją potrącił, jestem skończony. 
****
-Gotowa? 
-Tak! –krzyknęła radośnie. Jej entuzjazm sam mi się udzielił, usiadłem obok, obserwując jak lekarz, odwiązują bandaże z jej twarzy. 
Proszę, nie pamiętaj mnie.
Proszę, nie pamiętaj mnie. 
-Możesz otworzyć oczy. –zamrugała kilkakrotnie powiekami, próbując przyzwyczaić je do wpadającego światła.
-Widzę, ja widzę! Słyszysz Harry, ja … -przeniosła na mnie niebieskookie tęczówki, milcząc.
-Sophie. –zacząłem, czując jak łamie się mój głos. 
-To ty. –szepnęła. –To ty! –tym razem wrzasnęła, zaczynając płakać. 
-Kochanie… - podszedłem bliżej, łapiąc jej ciepłą dłoń, którą od razu wyrwała. 
-Dlaczego mi nie powiedziałeś?! –usiadła na łóżku, patrząc na mnie, jak na najgorszą osobę na ziemi. –To przez ciebie byłam kaleką! –wstała na równe nogi, chodząc po Sali. 
-Ja wiem, ale…
-Nie chce cię znać. –spuściła głowę, a ja tylko mogłem patrzeć na jej malutkie, zranione serce. 
-Nie mów tak. Kocham cię. 
-Nie, ja… przez ten cały czas mnie okłamywałeś…
-Sophie… -podszedłem do niej, ignorując napływające do oczu łzy. –Przepraszam.
-To nie wystarczy…
-Nie, proszę nie rób mi tego! Jesteś mi potrzebna! –jęknąłem rozpaczliwie, całując jej obie dłonie. 
-Harry… -odwróciła się tyłem, spoglądając na widoki za oknem. –Mogłeś wcześniej o tym pomyśleć. 
-Ja…
-Możesz już wyjść. 
-Księżniczko…
-WYJDŹ! –zszokowany spojrzałem na jej obolałą twarz. Cierpiała tak samo jak ja, a nawet bardziej. 
Spuściłem wzrok, opuszczając sale. 

TO KONIEC. 
KONIEC MIŁOŚCI. 
KONIEC RADOŚĆI.
KONIEC CIERPIENIA.
KONIEC WYDARZENIA.

Tylko proszę Sophie, pamiętaj czasem, że jest na świecie ktoś taki jak Harry Styles, który kocha cię całym swym sercem.

******************************************************************************************************************

Przepraszam że mnie tak długo nie było ale nie miałam weny i dalej jej nie mam.
Przepaszam. Ale proszę was o komenatrze - Stylesowa

2 comments:

  1. Jeśli dziś czegoś jeszcez nie dodasz to obiecuje ci Olu że cię znajdę i zadzwonie na twoich oczach do Harrego i powiem że go zdradzasz i zerwie z tobą :)

    ReplyDelete
  2. NIeee ! Proszę napisz drugą cześć tego ! Błagam to jest zbyt smutne aby mogło się tak zakończyć ! Napisz druga to Ci wybaczymy twoją nieobecność tak długą xD #HahahaJaSzantażysta ^_^

    ReplyDelete